Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2013

Chmury

Jeszcze jedna porcja malowniczych chmur? Czemu nie. Tym razem nad Elbą i portem w Hamburgu. Tym razem dostała się nam nawet tęcza jako bonus!

Nie łazić po tumulusach

Z pewnością intryguje Was, drodzy Czytacze, czego i w jaki sposób zabrania się i przed czym ostrzega we Francji. No to odpowiadam: w zasadzie przed niczym niespodziewanym. Choć przyznać trzeba, że bohaterowie znaków ostrzegających przed śliskimi podłogami wyrąbują się w sposób niezwykle malowniczy - nie to, co sąsiedzi z północnej strony Kanału !   Nieco tylko nietypowym jest zakaz wspinania się na starożytne tumulusy. Nieco, bo podobne przesłanie zobaczyć można wszak również na przykład na egipskich piramidach . A tumulusy w okolicach Carnac, choć od piramid starsze, to zasadniczo zbudowane zostały w tym samym celu.  

Koniec świata

 W północno-zachodnim rogu Francji leży Breizh, Bretania - celtycka kraina chyba nie do końca pogodzona z faktem przynależenia do Francji. Tak przynajmniej można sądzić po sprzedawanych tam plakatach, koszulkach i pocztówkach z przesłaniem: "Francja to mały kraj wciśnięty między Belgię a Bretanię", albo z rysunkiem mapy Francji, od której Bretania odłączyła się, ku zadowoleniu obu zainteresowanych stron.  W północno-zachodnim rogu Bretanii leży Penn-ar-Bed, Finistère, czyli "koniec świata", na którym nazwy na znakach i drogowskazach podane są w dwóch językach - po francusku i bretońsku - a i te francuskie zaczynają brzmieć coraz ciekawiej, po którym porozrzucane są menhiry, dolmeny i inne pozostałości dawnej celtyckiej cywilizacji. Nawiasem mówiąc, menhiry kojarzą mi się głównie z komiksami o Asteriksie, a wioska Asteriksa miała być gdzieś w tych właśnie okolicach. Zważywszy na to, zdziwiło mnie, że jego wizerunek jest zupełnie niewykorzystywany w pr

Cuda świata

Wspomniane poprzednio Mont Saint-Michel chciałam zobaczyć odkąd kiedyś, dzieckiem będąc, dostałam album pod tytułem "Cuda świata", wśród których to cudów wymieniony był właśnie ten. Jednak spełnianie marzeń to ryzykowna sprawa. Po pierwsze, o czym pisałam już w zeszłym roku , spełnione marzenie pozostawia po sobie pewną pustkę. Po drugie, na temat takiego wymarzonego miejsca, szczególnie jeżeli jest to słynny obiekt turystyczno-historyczny, ma się przed przybyciem pewne wyobrażenia i oczekiwania, które następnie konfrontuje się z rzeczywistością. A rzeczywistość rzadko dorównuje wyobrażeniom i oczekiwaniom: za dużo w niej innych turystów, kolejek do kasy, prac renowacyjnych, opłat za wstęp i parkingi, i najzwyklejszej codzienności. Koloseum leży tuż obok ruchliwego skrzyżowania, Bazylika Świętego Piotra przypomina halę ruchliwego dworca, Marrakesz jest pełen nagabujących sprzedawców niepotrzebnych towarów i usług, a Stonehenge to po prostu kupa kamieni. W końcu to

Le Nord

Gdy w zeszłym roku odwiedzałyśmy z Czytaczką Moniką Hornbæk, "duńskie Saint-Tropez" , doszłyśmy do wniosku, że trzeba by się wybrać do tego prawdziwego Saint-Tropez i porównać. Zaraz potem stwierdziłam jednak, że jeżelibym już miała jechać do Francji, to wolałabym zwiedzić jej północ. W tym to momencie zdałam sobie sprawę, że moim życiem rządzi przedziwny paradoks: lubię ciepło, a jednocześnie bardziej mnie ciągnie w rejony, w których jest zimno. I tak oto tego lata, podczas gdy wszyscy znajomi narzekali w fejsbukowych statusach na niekończące się upały, ja znalazłam się w Normandii i Bretanii, które słyną na całą Francję ze swojej deszczowej pogody i gdzie często od zabytku do zabytku trzeba przemykać przez ulewę. Sami mieszkańcy tych krain podchodzą do tego problemu z dystansem i nie brak jest tam pocztówek, plakatów i innych pamiątek ironicznie go komentujących. Na przykład zwiedzając bliźniacze kurorty Deauville i Trouville zatrzymaliśmy się na chwilę na jednej